Dziś wpadłem na pomysł zupgradowania mojego Feistiego do najnowszej wersji (jakoś wczoraj nie miałem czasu). Po raz pierwszy postanowiłem nie skorzysać z konsoli i apt-get’a… Na stronie głównej ubuntu znalazłem opis “właściwej” aktualizacji systemu do nowej wersji. Oczywiście korzystam z Kubuntu tak więc odpaliłem adept_manager’a i dokonalem pelnej aktualizacji. Wszystko wyglądalo z początku fajnie. Adep_manager zakończył swoją pracę, odpalił się jakiś upgrader systemu – wygląda fajnie…cały zajarany czekam… do ściągnięcia jakieś 2GB pakietów (swoją drogą to całkiem sporo jak na upgrade, mam 2 środowiska kde i gnome). Po jakiejś godzince czasu zaczęło się mielenie… moj stary Athlon 2.2G/1.5GB Ramu zamienił się w przysłowiowe atari … w pewnym momencie zamiast mojej czadowo-zielonej tapety ujrzałem czarny ekran i komp przestał reagować, po kilkuminutowej fazie oczekiwania postanowiłem wykonać restart. Później dpkg –configure -a, apt-get -f install i inne zabawy…. Po zakończeniu mieszania z pakietami odpaliłem kde… tj miałem taki zamiar. Wpisuję login, hasło a tu wywala się znajomy krzak… okazało się, że jakimś cudem zniknął mi /home.
Generalnie fajnie… na pewno nie było żadnej podmiany fstab’a. Odpalam fsck.ext /dev/sda3 no i otrzymuje komunikat że dysk jest busy albo mounted… Jest zajefajnie ale jakoś nie widzę żeby któryś proces z niego korzystał (fuser itd… ).
Po godzinie zabawy uruchomiłem apt-get remove evms –purge …
apt-cache określa to jako Enterprise Volume Management System… rzeczywiście enterprise
Odinstalowanie i reboot pomogły.
Z tego co udało mi się zauważyć to za każdym razem gdy upgraduję ubuntu do nowej wersji to coś się totalnie spieprzy… zawsze dorzucą jakiś wynalazek, który “uprzyjemni” nam życie :/
Czasami czuje się jakbym używał windows…